czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 6

List

     Lena wpatrywała się w to zdanie przez dłuższą chwilę. Nagle szybko wstała i wybiegła z pomieszczenia nie zważając na wołającego ją Draco. Po policzkach płynęły jej łzy. Postanowiła udać się do sowiarni, żeby wysłać list do ojca. Po drodze wpadła na jakiegoś ucznia.
- Hej, uważaj! - powiedział, jak się okazało, Harry trochę zbyt ostro niż powinien.
- Przepraszam  - odpowiedziała łamiącym się głosem. Zauważając, że dziewczyna płacze gryfon przytulił ją.
- Już spokojnie. Nic się nie stało. Nie płacz już. - starał się ją uspokoić. - Gdzie idziesz?
- Do sowiarni - Lena próbowała powstrzymać łzy. - Wiesz jak tam dojść?
Harry kiwnął głową i zaprowadził ślizonkę na miejsce.
- Wiesz - powiedział. - Zaczynam zauważać, że nie wszyscy ze Slytherinu są źli i pozbawieni uczuć. - uśmiechnął się zakłopotany.
- Ja też myślałam źle o gryfonach, że są zarozumiali i dumni. - Lena była lekko zawstydzona tym wyznaniem. 
- Muszę iść - oznajmił Harry. - Porozmawiamy jeszcze kiedyś?
- Jasne. - kąciki jej ust uniosły się ku górze, a chłopaka już nie było. Wyciągnęła z torby to co było jej potrzebne i zaczęła pisać list.
  "Tato,
   dlaczego zabiłeś Rudolfa Lestrange'ra?! Jak mogłeś?! Jak mogłeś zabić swojego kolegę?! Kim ty jesteś? Nie wierzę, że jesteś tak okropny, a ja córką takiej osoby..."

     Przywiązała list do nóżki jednej z sów i zapłakana pobiegła z powrotem do gabinetu Filcha. Skuliła się w kącie pokoju i zasłoniła dłońmi twarz. 
- Co się dzieje? - zapytała Malfoy. Poczekał dwie minuty i nie dostał odpowiedzi. - Lena. Co się stało? - spróbował znowu. Dziewczyna wyciągnęła z torby teczkę jej ojca.
- Zobacz - podała mu ją. - Przeczytaj. No dalej. - mówiła.- Takiego mam tatę. - znowu wybuchnęła płaczem. Draco przytulił Lenę. Siedzieli tak chwilę. Usłyszeli, że ktoś otwiera drzwi. Dziewczyna szybko wytarła oczy i zaczęli wkładać sterty teczek do szafki.
- Skończyliście? - zapytał Filch, a oni przytaknęli. - Możecie iść. - oznajmił, a młodzi ślizgoni wyszli. 
     Wracali do dormitorium. Po drodze spotkali Lunę. Obie dziewczyny zatrzymały się i zaczęły rozmawiać. Draco przewrócił tylko oczami, pożegnał się i poszedł dalej sam. Lena dotarła do dormitorium dopiero o dwudziestej trzeciej. Wykąpała się, umyła włosy, zęby, przebrała w piżamę i ruszyła do łóżka. Na schodach do sypialni zawróciła i usiadła na sofie przed kominkiem przykryta czarnym kocem w zielone kropki, który leżał obok. Siedziała tak dosyć długo, aż w końcu ktoś delikatnie dotknął jej ramienia. Zaskoczona drgnęła lekko i odwróciła głowę i zobaczyła Blaise'go. Usiadł obok niej i przesunął koc również na siebie. 
- Co robisz w nocy w salonie? - zapytał.
- Nie chce mi się spać. - odpowiedziała nie mówiąc mu całej prawdy. 
    Siedzieli tak ponad godzinę, aż Lena zasnęła. Blaise, żeby jej nie obudzić, również zasnął w pozycji siedzącej na sofie przed kominkiem. 


     Oboje rano obudził Draco. 
- Wstawać. - potrząsnął nimi. - Macie pół godziny do zajęć. Niestety śniadanie przegapiliście - uśmiechnął się, gdy skończył mówić. Blaise westchnął teatralnie i zaczął wstawać z sofy. Lena była szybsza. Podniósła się szybciej niż on i pobiegła do łazienki.
- Dziewczyny - powiedział i przewrócił oczami, na co Draco pokiwał głową. Piętnaście minut później koleżanka dwóch chłopców wyszła z łazienki i skierowała się do sypialni, gdzie leżał jej kufer. Wyszła po chwili ubrana w bordowe spodnie i czarną, luźną bluzę.
- Ty nie umiesz ubrać spódnicy ani sukienki? - zapytał retorycznie i nie czekając na odpowiedź dodał - Założę się, że nie ubierzesz ich też dzisiaj.
- Mogę ubrać. - stwierdziła. - Zgodzę się nawet na to, żebyś to ty ją wybrał.
Draco wybrał dla niej czarną, skórzaną spódnicę, białą bluzkę na ramiączkach i czarne trampki przed kostkę. Ładnie wyglądała w spódnicy Pansy. Przeglądając się w lustrze zmarszczyła nos z niezadowolenia, ale nie odezwała się ani słowem, w końcu sama mu na to pozwoliła. Jej znajomi od razu zauważyli, że jest ubrana jak zwykle. Niestety osoby, które nie darzyły ją sympatią w równym stopniu jak ona nie oszczędzili złośliwych uwag pod jej adresem. 


***

    Pierwszy semestr dobiegł końca i większość uczniów wyjeżdżała do domu na ferie. Lena nie chciała jechać do domu, jeśli mogła tak nazwać budynek z rodzicami, którzy trzymali ją na brudnym strychu. Blaise miał cały wolny czas spędzić w domu Draco. Blondyn zaproponował to również jej, a dziewczyna zgodziła się na to. 
- Lepiej być u niego niż u mnie - stwierdziła w myślach. 
Spakowała kufer i następnego dnia siedzieli w pociągu do Londynu. Dojechali na miejsce i teleportowali się do domu Malfoy'ów. Zostawili kufry w środku i ruszyli w trójkę na spacer. Przechodzili właśnie obok mugolskiego sklepu z ciepłymi napojami na wynos. Draco wszedł do środka by kupić dla wszystkich po kubku gorącej czekolady, a Lena z Blaise czekali na zewnątrz. W sklepie było mało miejsca i niezbyt wygodnie byłoby siedzieć w tym tłocznym lokalu. Szybko się ściemniało, a Draco wciąż nie wracał. Było już całkiem ciemno. Lena wydała z siebie cichy okrzyk, a chwilę później osunęła się na ziemię. Zdziwiony Blaise zobaczył wystający z jej pleców sztylet.

________________________________________
Więc jest już nowy rozdział :)
Mam nadzieję, że się spodobał, bo nie zbyt miałam pomysł ;/
Proszę o szczere opinie w komentarzach :)

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 5


Szlaban

     Oszołomiona Lena po ściągnięciu Tiary ruszyła w stronę stołu Slytherinu. Powitali ją słowami "Jesteś w Domu Węża, czyli najlepszym". Turkusowowłosa ślizgonka zaczęła słuchać, gdzie trafili jej znajomi. Hermiona, Ron, Neville i Harry trafili do Gryffindoru. Przy tym ostatnim bliźniacy Weasley krzynęli "Mamy Pottera!". Lunę przydzielono do Ravenclawu, a Malfoy'a, Crabbe'a i Goyle'a do Slytherinu.
Dyrektor, profesor Dumbledore, przywitał wszystkich; nowych i tych starszych uczniów. Po przemowie wyczarował na stołach każdą potrawę, jaką można było sobie wymarzyć.
     Gdy wszyscy byli już syci, prefekci mieli zaprowadzić pierwszoroczniaków do dormitoriów. Pokój Wspólny Slytherinu, tak jak sypialnie, był pod jeziorem, w lochach, więc po ścianach spływały krople wody. Sufit był dość nisko. W salonie był ładnie wyrzeźbiony kominek, wszystkie stoły, stoliczki i krzesła są zrobione z drewna, natomiast sofy obite z czarną skórę. Wszędzie panował połmrok, bo z wiadomych przyczyn nie było tu okien. Wszystko oświetlają zielone lampy. Tuż przy wejści stoi biblioteczka, którą sprawił opiekun domu, by wskrzesić w nich zapał do nauki. Na końcu salonu są wejścia do sypialni; na lewo dla dziewcząt, na prawo dla chłopców. Sypialnię Lena dzieliła z Pansy Parkinson, Milicentą Bulstrode i Daphne Greengrass.
     Lena i Pansy bardzo się polubiły. Czarna opowiadała jej o Malfoy'u i Zabinim, w końcu znali się od dzieciństwa. Dziewczyny przegadały całą noc. Zasnęły dopiero około piątej rano. Jak dobrze, że następnego dnia była sobota, czyli dzień bez zajęć.
     Lena obudziła się i spojrzała na zegarek leżący obok łóżka. Wskazówi pokazywały, że jest za piętnaście pierwsza.
- Śniadanie przegapiłam - pomyślała. - I mam piętnaście minut do obiadu. - Rozglądnęła się po sypialni. - Świetnie, wszyscy już wstali. A nie, Pansy jeszcze śpi.
- Wstawaj - Lena rzuciła w koleżankę poduszką, a czarnowłosa ślizgonka wymamrotała coś niewyraźnie, odwróciła się na drugi bok i spała dalej. Lena stwierdziła, że spróbuje później. Wyciągnęła z kufra czarny swerer, vansy w tym samym kolorze i ciemnozielone rurki (mam nadzieję, że takie ubranie nie przeszkadzać Lembii i Elli, tak jak poprzednie ~dop. Aut). Po szybkim prysznicu, umyciu zębów i rozczesaniu włosów, dziewczyna znowu spojrzała na zegarek. Teraz wskazywał za osiem pierwsza. Lena wskoczyła na łóżko Pansy i zaczęła potrząsać nią za ramię. Czarnowłosa zerwała się przestraszona i spadła z łóżka. Rozbawiona Lena popatrzyła na nią z góry.
- Wstawaj - powiedziała. - Za osiem minut obiad.
     Pansy wstała i pobiegła do łazienki jak poparzona. W pięć minut wyrobiła się ze wszystkim. Ubrana była w białą koszulkę z napisem ''jutro jest nowy dzień'', czarne rurki i conversy w kolorze spodni. Obie dziewczyny chwyciły tylko swoje szaty z godłem Slytherinu i wybiegły z dormitorium.
Wpadły do Wielkiej sali minutę przed posiłkiem, ubrane w swoje szaty, których nie zdążyły zapiąć.
Usiadły naprzeciwko Malfoy'a, Crabbe'a i Goyle'a, a obok Leny sidział Blaise, który prawie cały czas wszystkich rozśmieszał.
- Czemu królewny się spóźniły? - zapytał złośliwie Draco nakładając sobie jedzenie. Pansy pokazała mu język.
 -Czyżby książe się martwił?- odpowiedziała pytaniem na pytanie Lena, równie złośliwie jak on. Malfoy tylko się uśmiechnął.
- Zobacz. - powiedział do dziewczyn. - Tam siedzi Potter - wskazał na czarnowłosego chłopca, który siedział tyłem do nich przy stole gryfonów.
- No i co z tego? - zapytały równocześnie.
 -Która z was pójdzie ze mną się przywitać? - na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.
- Nie dzięki. Jestem straszne głodna. - odmówiła Pansy.
- A ja pójdę - odparła Lena. - I tak nie mam co robić. - To była prawda. Dziesięć minut temu przestała jeść i dokuczała, z wzajemnością, Zabiniemu.
     Lena i Draco wstali od stołu i powoli ruszyli w stronę sławnego gryfona, po drodze rozmawiając. Gdy dotarli ślizgon powiedział:
- Potter.
Wszystkie twarze gryfonów zwróciły się w jego stronę, a ich miny świadczyły, że nie chcą go widzieć.
- Idź stąd, Malfoy. - powiedział niemiło. - I weź przy okazji swojego nowego ochroniarza.
- Nie jestem jego ochroniarzem! - wydarła się Lena, a wszyscy uczniowie odwrócili głowy w jej stronę.
- Ach tak, czyli po prostu jesteś jego nic nie wartą koleżanką. - stwierdził.
Teraz przesadził. Lena rzuciła się na niego z zamiarem rozszarpania go na strzępy. Nie lubiła, ba nie mogła znieść, gdy ktoś ją bezpodstawnie obraża czy ocenia. Niestety Draco w porę złapał za rękę i w pasie skutecznie odciągając dziewczynę z powrotem do stołu Slytherinu.
     Gdy dotarli na swoje miejsca Draco prawie wysyczał:
- Co to miało być?
- Nie będę pozwalać, żeby mnie obrażał. - odwróciła się na pięcie i wyszła z Wielkiej Sali zostawiając Draco wpatrującego się w jej plecy.

***

     Reszta dnia i niedziela minęła bez większych sporów. W poniedziałek, czyli pierwszy dzień nauki Lena dostała pierwszy szlaban w Hogwarcie. 
Ślizgoni mieli eliksiry razem z gryfonami, które prowadził profesor Snape. Jak zwykle pomiędzy uczniami różnych domów doszło do małych przepychanek.
- Parkinson, Dollgenger przestańcie natychmiast rozmawiać.
- Nazywam się Doll-en-genger - poprawiła go Lena.
- Nie będziesz mnie poprawiać. To na razie ostrzeżenie, następne oznacza szlaban. Rozumiesz? - prawie wysyczał te słowa.
     Przez resztę lekcji wszyscy siedzieli cicho i spokojnie. Pod koniec Lena nie wytrzymała ciągłych liścików od Draco i popchnęła go lekko. Zauważył to Snape.
- No no, panno Dollgenger - powiedział - masz niezły temperamencik.
 -Kolejny raz mówię, że nazywam się Doll-en-genger - odpowiedziała znudzona ślizgonka.
 -Szlaban! - wykrzyknął - razem z panem Malfoy'em. Może nauczycie się sobie nie dokuczać. Oboje dzisiaj o dwudziestej u pana Filcha. Każda minuta spóźnienia oznacza jeden dodatkowy szlaban. Zrozumiano?
-Taa - mruknęli.
Lekcja skończyła się, a Lena i Draco wyszli z klasy cały czas się kłocąc.
- To twoja wina - zarzucał jej młody arystokrata.
- Moja? Trzeba było nie dawać mi co minutę tych durnych karteczek! - odpowiedziała mu. - Daj mi spokój. Idź do swojej Granger!
 -Do tej szlamy? Nigdy. - na twarzy miał bardzo dziwną minę.
-No nie kłam już. Nikt nie słyszy. Widać, że ci się podoba. - w tym momencie Malfoy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo dziewczyna kontynuowała. - Nie zaprzeczaj. Widzę. - I odeszła zostawiając Draco bijącego się z myślami.

***

     Za pięć dwudziesta Lena wpadła do sypialni chłopców i powiedziała do Malfoy'a:
- Mamy szlaban za pięć minut. Pośpiesz się!
I wyleciała z pomieszczenia, a Draco za nią. Dotarli zdyszani na miejsce minutę przed dwudziestą.
- Nie spóźniliście się - stwierdził Filch. - Uporządkujcie te sterty papierów. - Draco zaczął wyciągać różdżkę. - Sami, bez magii! - dodał, gdy to zauważył i wyrwał mu różdżkę z ręki.. - Nie będę was pilnować - powiedział  na koniec i wyszedł.
- Świetnie - westchnął ślizgon. - Nigdy tego nie skończymy.
- A właśnie, że tak. Tylko ty nie masz różdżki. Specjalnie ubrałam na szlaban martensy - wskazała na buty. - Nie widać jej, jak ją włożę do nich. - z obuwia wyciągnęła swoją różdżkę. Machnęła i wypowiedziała zaklęcie, którego się dzisiaj nauczyła i wszystko było pokładane. - Gotowe. - uśmiechnęła się i schowała różdżkę z powrotem, a następnie wzięła jedną kartę.
- Co robisz? - zapytał jej kolega patrząc jej przez ramię.
- Sprawdzam co inni robili w tej szkole. Może kiedyś też będę tu wpisana. 
-Razem ze mną. - ślizgonowi podniosły się kąciki ust, a Lena odwzajemniła uśmiech. - Kogo to? Lucian Dollengenger? To twoja rodzina?
- To mój tata. - wyszeptała i otworzyła teczkę. Przeszukała całą i znalazła jeden fragment, który ją zainteresował.
 "Uczeń zostaje wyrzucony w ostatnim tygodniu nauki z powodu zamordowania swojego rówieśnika, Rudolfa Lestrange'ra."

________________________________________
Jest kolejny rozdział. :)
 Mam nadzieję, że się spodoba. 
Za niepoprawione błędy przpraszam
oraz proszę o szczere opinie. 
Dziekuję, Nieoficjalna.

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 4

Peron

*oczami Leny*
     Czekałam na ten dzień od dwudziestego lipca, gdy dostałam list. To już dzisiaj. Tak, za trzy godziny odjedzie pociąg, a ja będę w nim i na większość roku uwolnię się od rodziców oraz ich przeklętego strychu, na którym mnie trzymali. Koniec z tym. Dzisiaj pierwszy września, czyli Hogwart.

***

     Od samego rana Lena chodziła nerwowo po pokoju. Już wcześniej przebrała się i spakowała swój kufer. Czekała zdenerwowana na ojca. Wstała już o szósrej rano, a teraz była ósma. Jej tata przyszedł w pół do dziewiątej.
- Musimy iść - oznajmił. - Mama wyszła na pół godziny, więc mało czasu. - wyszedł szybko z pokoju na poddaszu z kufrem córki, a na pobiegła za nim. - Będziemy podróżować proszkiem fiuu. Szybko, wsyp go do kominka i powiedz Stacja King's Cross i czekaj na mnie jak już tam będziesz.
     Lena wylądowała na pierwszym peronie. Tata zaraz stanął obok niej.
- Barierka pomiędzy dziewiątym, a dziesiątym powinna być w tamtą stronę, chodź - powiedział do niej. Już niedługo później stali przed nią. - Dobrze. Teraz wbiegnij w tą bramkę, a znajdziesz się na peronie 9 ¾. Pojawię się tam tylko chwilę po tobie.
     Dziewczyna trochę się bała.
- A co jeśli mi się nie uda? - pomyślała, ale pobiegła prosto w bramkę i znalazła się po przeciwnej stronie metalowej rurki. Stał tu wielki czerwony pociąg z wielką lokomotywą i mnóstwem wagonów. Przyglądała się pojazdowi, gdy Luke dołączył do córki.
- Oto twój bilet - powiedział i włożył jej do ręki mały kartonik. - Może to samolubne i egoistyczne, ale czy masz coś, co przypominałoby ci o mnie?
- Jasne, że tak. Popatrz na to - wskazała na koszulkę z zespołu Metallica. - Dostałam ją od ciebie dwa lata temu. Przyniosłeś mi radio na strych, a wtedy usłyszałam ''Nothing Else Matters''. Upierałam się, że to najlepszy zespół świata. Oczywiście, przesłuchałam więcej ich utworów oraz różnych innych wykonawców . Wtedy kupiłeś mi tę koszulkę. Mam ją do dzisiaj i będzię miała zawsze. - uśmiechnęła się na koniec, a Lucian odwzajemnił go.
- Wybaczsz mi? - zapytał ze smutkiem w oczach.
- Ale co? - zdziwiła się.
- To, że zostałaś zamknięta na poddaszu. - Luke'owi zbierały się łzy w oczach.
- Tato, nie płacz. Rozumiem, że nie chcieliście takiego dziecka jak ja. Tylko normalne dzieci. Mówi się trudno. - pocieszyła go.
- Ja... - głos mu się załamał. - Ja nie chciałem. Jocelyn mi kazała. Groziła, że mnie wyda. Na razie nie wiesz o co chodzi, ale wkrótce się dowiesz. Tylko nie znienawidź mnie, proszę. - popatrzył na córkę błagalnym wzrokiem. - I przepraszam. Muszę iść, żeby mama nie skojarzyła faktów. - powiedział i przytulił ją - Zajmij sobie przedział i znajdź koleżanki. Pamiętaj, że cię kocham - rzucił na pożegnanie wręczając jej sakiewkę z pieniędzmi.
- Mam jeszcze czas - myślała. Usiadła na kufrze, wyciągnęła kota z koszyka i zaczęła co głaskać. - I tak pewnie jestem pierwsza.
     Myliła się. Dziesięć metrów dalej, również na swoim bagażu siedziała dziewczynka z długimi blond włosami ubrana w białą sukienkę z czarnym paskiem z kokardą i różowy sweterek. Tamta dziewczyna wstała i ciągnąc za sobą kufer podeszła do Leny.
- Cześć, jestem Luna Lovegood. - przywitała się miłym, słodkim głosem i wyciągnęła rękę.
- Lena Dollengenger. - uśmiechnęła się i potrząsnęła dłonią nowo poznanej koleżanki. - Może zajmiemy sobie przedział? - zaproponowała.
- Jasne. - zgodziła się przedmówczyni.
     Lena schowała kota z powrotem do koszyka i razem z Luną ciągnęły swoje kufry w stronę pociągu.
- Wszystkie wolne. Który bierzemy? - zapytała turkusowowłosa.
- Może ostatni. - odpowiedziała blondynka, a druga pokiwała głową.
     Po kilkunastu minutach obie siedziały zmięczone w swoim przedziale. Była godzina dziesiąta, czyli za niedługo zaczną się schodzić uczniowie. Dziewczyny siedziały i rozmawiały, dopóki do przedziału nie wszedł blondyn z dwoma kolegami, którzy, jak się wydawało pannie Dollengenger, wyglądali jak goryle.
- Cześć. Jestem Draco Malfoy. A to Crabbe i  Goyle. - wskazał najpierw na jednego, a później na drugiego towarzysza. - To jest nasz przedział.
- Naprawdę? Chyba jednak nie, skoro my byłyśmy tu pierwsze. - opowiedziała mu Lena. - Jednak w tu jest sześć miejsc, a nas jest dwie. Możecie z nami usiąść.
- Szlama nie będzie mi mówiła co mogę robić. - wypowiedzał te słowa z pogardą.
- Nie prawda! - Luna stanęła w jej obronie. - Jej ojciec jest czarodziejem, ty głupi arystokrato!
- To pewnie ty masz brudną krew. - stwierdził niemiły blondyn.
- Mam czystą krew! - krzyknęła panna Lovegood. - Wynoś się stąd!
- Uspokój się. Przysiądziemy się. Chciałem się upewnić, czy nie będzie tu szlam. Chociaż nie śmierdziało tu nimi. - stwierdził. - A tak w ogóle, jak się nazywacie?
- Lena Dollengenger. - odezwała się.
- A ty, mała dziewczynko o wielkim głosie? - zapytał Draco trochę złośliwie.
-Luna Lovegood. - odparła nieprzyjemnym tonem i zabrała się do czytania "Żonglera". Tylko dlaczego trzymała gazetę w odwrotną stronę, górą do dołu?
- A ty, dziewczyno -zawachał się. - w niebieskich włosach...
- Mam na imię Lena, a moje włosy są turkusowe, a nie niebieskie. - przerwała mu.
- Mniejsza o to. Chyba cię już gdzieś widziałem. - Draco powiedział zamyślony.
- Też tak myślę. O ile się nie mylę to przy wejściu do sklepu Ollivandera.
- Tak właśnie. Zapamiętałem cię po kolorze włosów. - powiedział. 
     Lena pomyślała, że chciałaby mieć czarne włosy i tak się stało.
- Czy teraz lepiej? Wolałabym nie rzucać się w oczy takim jak ty.
- Ej ej, może byłabyś milsza dla kolegów? Tym bardziej, że jesteśmy ze Slytherinu.
- Naprawdę? Słyszałam, że do domów przydziela Tiara dopiero jak dojedzie się do Hogwartu. - stwierdziała Lena z ironią.
- Wszyscy nasi przodkowie byli w Domu Węża. Na pewno tam trafimy. A twój ojciec gdzie był?
- W Ravenclaw, wujek w Gryffindorze, a babcia w Hufflepuff. Tyle wiem na temat mojej magicznej strony rodzinnej.
     Przez resztę podróży nie odzywali się do siebie. Każdy zajął się sam sobą. Siedzieli w milczeniu, aż do wizyty dwóch osób: dziewczynki i chłopca.
- Cześć. Nie widzieliście ropuchy Neville'a? Zgubiła mu się.
- Nie było jej tutaj. - Luna odpowiedziała zanim ktokolwiek zdążył otworzyć buzię.
- Jestem Hermiona Granger. A wy? - zwróciła się do rówieśników w przedziale.
- Lena.- przedstawiła się. - A to Luna, Draco, Crabbe i Goyle - mówiąc wskazywała po kolei na współtowarzyszy. 
- Granger? To ta szlama co jedzie do Hogwartu? - zapytał Malfoy.
Hermionie pojawiły się łzy w oczach. Odwróciła się i wychodząc, rzuciła przez ramię, aby przebrali się, bo za niedługo dojadą do szkoły.
     Lena sięgnęła do kufra i próbowała go ściągnąć z półki. Niestety, nie dała rady.
- Pomogę ci - powiedział Draco i podał jej bagaż, a następnie ściągnął resztę.
- Nie trzeba było, Malfoy. - odpowiedziała mu przez zaciśnięte zęby. Znowu nastąpiła cisza. Po pół godziny pociąg zatrzymał się i uczniowie zaczęli wychodzić z przedziałów i pociągu. Ich bagaże zaklęciem przeniósł do zamku nauczyciel. Pośród tłumu dzieci, jeden człowiek wystawał ponad resztę i mówił głośno.
- Pirszoroczni, pirszoroczni do mnie. Jak, w porząsiu Harry? Pirszoroczni do mnie.
Gdy wszyscy pierwszoroczniacy zebrali się w okół olbrzymiego pana, zaprowadził ich do jeziora i łódek. Zaczął pakować po czterech uczniów do każdej. Lena trafiła do jednej z Hermioną oraz chłopcami: rudym i czarnowłosym. Przedstawili się jako Ron Weasley i Harry Potter. Miło się z nimi rozmawiało. Zanim jednak zaczęli rozmawiać o poważniejszych sprawach, musieli już wysiadać. Lena szybko zmieniła kolor włosów z powrotem na turkusowy. Na brzegu pojawiła się starsza kobieta, w okularach i ciasnym koku. 
- Za mną uczniowie, do Wielkiej Sali. - I ruszyła przed siebie nie oglądając się czy poszli za nią.
     Wkroczyli do potężnego pomieszczenia z pięcioma długimi stołami. Przy czterech siedzieli uczniowie, a jeden przeznaczony był dla nauczycieli. Ustawiła nowych w szeregu, postawiła przed nimi stołek ze starą czapką na nim.
- Będę wołała po kolei, a wy podchodźcie i siadajcie na krześle. Założę wam Tiarę Przydziału na głowę, a ona wybierze właściwy Dom dla was. - powiedziała profesor McGonagall. Tak się wcześniej przedstawiła.
     Tiara zaczęła śpiewać. Lena nie słuchała jej, ponieważ była zbyt zdenerwowana. Ciągle myślała tylko o tym do którego domu trafi. Piosenka Tiary się skończyła i profesor McGonagall wywoływała po kolei dzieci. Przyszła kolej na dziewczynę z turkusowymi włosami.
- Lena Dollengenger. - powiedziała, a dziewczynka zaczęła iść w stronę stołka. Usiała na nim,a Tiara zaczęła mówić:
- Jesteś sprytna i przebiegła, ale też odważna i lojalna, masz dobre serce. Gdzie by cię tu przydzielić... Już wiem SLYTHERIN!


________________________________________
Jest kolejny rozdział. C:
Nie jest najgorszy (chyba XD) Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Wiem, że trochę zmieniłam. Luna powinna być na jednym roku z Ginny,
a nie na tym, na który ją dałam. 
Zrobiłam to, ponieważ od początku miałam taki pomysł w głowie.
Dziękuję za komentarze.
I proszę Lembii, już wiesz skąd Lena zna zespół Metallica.
A dla Elli jest więcej Draco XD
: )
+za błędy, których nie zauważyłam, bardzo przepraszam ;3

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 3

Tajemnica Leny 


     Dni mijały im bardzo powoli. Każdy wyglądał praktycznie tak samo, choć z każdym dniem ich mama, Jocelyn, zostawała trochę dłużej próbując porozmawiać ze swoimi dziećmi. Nie udało jej się to ani razu. Cała trójka była na nią więcej niż zła i rodzicielka nie mogła liczyć nic więcej oprócz wściekłych spojrzeń. W piątą dobę od znalezienia Leny podczas wizyty rodzica, tym razem ojca. W końcu Nelly, jako pierwsza odezwała się do kogoś innego niż rodzeństwo. 
-Dlaczego nas tu zamknęliście? - powiedziała oskarżycielskim tonem.
W oczach Luka pojawiły się łzy. Wyszedł szybko z pokoju nie udzielając odpowiedzi i zamknął drzwi.

     Tego samego dnia po południu Simon zapytał Lenę o co chodzi z tym, że jest inna.
-Nie mogę powiedzieć - odpowiedziała. - W przyszłości się dowiecie, a może sami zauważycie. - uśmiechnęła się przepraszająco.


***

      Siedzieli zamknięci przez resztę jesieni, zimę, wiosnę, czerwiec i dwadzieścia dni lipca.  W jeden z wakacyjnych poranków zdarzyło się coś dziwnego. Lena wstała najwcześniej ze wszystkich i poszła na spobawić się na górę. Zobaczyła, że w ich jedyne okno na strychu zastukała dziobem sowa. Było to niezwykłe, ponieważ w tych okolicach tych ptaków nie było. Lena otworzyła okno, a zwierzę wleciało po pomieszczenia i usiadło na małym starym stoliku, który stał przed nią. Sowa miała przyczepioną do nóżki kopertę. Dziewczynka odwiązała list i zobaczyła do kogo jest. Zdziwiła się, bowiem zaadresowany był do ''Panny Leny Dollengenger, Herness Street 22, poddasze i strych''. 
-Ojej. Pierwszy list do mnie - pisnęła cicho. Z tyłu była ciemnoczerwona pieczęć, chyba jakiejś szkoły. Rozerwała kopertę i ze środka wyciągnęła list i przeczytała:

''Szanowna Panno Dollengenger
Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. 
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy Pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku
Minerwa McGonagall
Zastępca Dyrektora

Do listu była dołączona jakaś kartka.

''UMUNDUROWANIE :
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1.Trzy komplety szat roboczych (czarnych) 
2.Jedną zwykłą szpiczastą tiarę dzienną (czarną) 
3.Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry alba podobnego rodzaju) 
4.Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne) 
UWAGA : wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem. 

PODRĘCZNIKI :
Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł: 
Standardowa księga zaklęć (1 stopień) Mirandy Goshawk 
Dzieje magii Badhildy Bagshot 
Teoria magii Adalberta Wfflinga 
Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha 
Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy Spore 
Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jiggera 
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta Scamendera 
Ciemne moce: Poradnik samoobrony Quentina Trimble'a 

POZOSTA£E WYPOSAŻENIE 
1 różdżka 
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2) 
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek 
1 teleskop 
1 miedziana waga z odważnikami 
Studenci mogą mieć także jedną sowę ALBO jednego kota ALBO jedną ropuchę.

PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ.

Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart''

-Magii i Czarodziejstwa Hogwart? - powiedziała do siebie. - Co to jest? - Usłyszała ciche trzaśnięcie na dole. - To pewnie rodzice.
Schowała list do kieszeni i zbiegła na dół.
-Mamo! - krzyknęła. - Chodź tu natychmiast! Musisz mi coć wytłumaczyć! - złapała matkę za rękę i niemal siłą zaciągnęła ją na strych. Wyciągnęła list i powiedziała cicho, tak aby rodzeństwo nie usłyszało. - Co to jest? Kim ja jestem?
Jocelyn pojawiły się złośliwe iskierki w oczach.
-Ty...ty jesteś czarownicą. Małą, wredną, wstrętną osóbką. Taką samą jak twój ojciec. Na szczęście on już z tym skończył. A ty? Masz jechać do Hogwartu? Nie rozśmieszaj mnie. Jak powiem ojcu to nigdy cię stąd nie wypuści.-Warknęła na córkę i zeszła szybko ze strychu. - Tylko nie mów nic Nelly i Simonowi. - rzuciła przez ramię idąc przez pokój i już jej nie było. Lena stała na środku pokoju z opuszczoną głową bijąc się z myślami. Chodzić do szkoły? Byłoby super. Nigdy nie była. Nie ruszyłaby się z miejsca, gdyby nie jej ojciec, który potrząsał nią trzymając ją za ramiona. 
-Córeczko, chodź na górę. Musimy porozmawiać. - spojrzał jej głęboko w oczy. Gdy znaleźli się już na strychu, zaczął mówić dalej. - Jesteś wyjątkowa, bo jesteś czarodziejką. Teraz musisz im odpisać. Pomogę ci - mówił wyciągając kartkę i długopis zza marynarki. Siedzieli razem ponad trzy godziny. Lucian opowiadał jej o czarowaniu, Hogwarcie i różnych rzeczach z tym związanych. Na koniec powiedział jeszcze, że przyjdzie za niedługo znowu i zabierze ją do tej szkoły,a na początek kupić potrzebne jej rzeczy, nawet jeśli Jocelyn groziła mu rozwodem lub tym, że go zabije.
-Czekaj chwilę - zatrzymała ojca Lena. - Chodzi o to, że ja potrafię zmieniać kolor włosów i fryzurę. Tak bez niczego. Czy to źle?
-Wręcz przeciwnie, bardzo dobrze. Jesteś jeszcze bardziej wyjątkowa. Tacy czarodzieje jak ty, nazywają się metamorfomagami. 
- Meto.... co? - zdziwiła się.
-Metamorfomag, czarodziej potrafiący robić ze swoimi włosami co tylko chce, za pomocą myśli. - uśmiechnął się i wyszedł. 


***

     Po tygodniu ojciec znowu przyszedł. Jak tylko przekroczył próg, kazał Lenie ubrać się szybko i zabrać listę potrzebnych rzeczy. Dziewczynka błyskawicznie umyła się i ubrała w czarne rurki, koszulkę z zespołu Metallica i czarne martensy.   Zabrała  kartkę z łóżka i stanęła przez tatą.
- Dziewczynka w twoim wieku nie powinna się tak ubierać. Raczej różowe sukienki. - skrzywił się.
- Ale ja tak lubię. - upierała się.
- No dobrze, chodźmy już. - złapał ją za ramię i zaciągnął do salonu. Wyciągnął z kieszeni woreczek.
- To proszek fiuu. Wsyp go trochę do kominka, wejdź do niego i powiedz głośno i wyraźnie "Pokątna". Ja będziesz na miejscu to nie ruszaj się i czekaj na mnie. Lena wykonała polecenia. Stała właśnie na ulicy, gdzie większość ludzi chodziło w śmiesznych szatach. Zaraz obok niej nagle pojawił się ojciec. 
- Chodź, idziemy. Już wcześniej wziąłem pieniądze z banku - powiedział. - Co masz na liście?
- Hmm. "Umundurowanie, studenci pierwszego roku muszą mieć, trzy komplety szat roboczych czarnych, jedną zwykłą szpiczastą tiarę dzienną czarną, jedną parę rękawic ochronnych ze smoczej skóry alba podobnego rodzaju, jeden płaszcz zimowy czarny, zapinki srebrne,
uwaga, wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem. " - przeczytała z kartki Lena.
- W takim razie idziemy do Madame Malkin po twoje szaty.
     Po kilku minutach dziewczynka stała na stołku podczas, gdy jakaś pani kręciła się wokół niej mierząc i podpinając materiał. Godzinę później wyszli z potrzebnymi szatami.
- Co masz następne? - zapytała tata.
- Podręczniki. Wszyscy studenci powinni mieć po... - mówiła, ale ojciec jej przerwał. 
- Nie czytaj wszystkiego. Książki dostaniemy w księgarni "Esy i Floresy". - weszli do sklepu, a Luke podał sprzedawcy kartkę, który natychmiast poszedł szukać potrzebnych książek.
     Gdy mieli już prawie wszystko-szaty, tiary, płaszcze, rękawiczki, książki, kociołek, fiolki, teleskop, wagę z odważnikami- przyszła kolej na różdżkę. Weszli do sklepu Ollivandera mijając przy wejściu chłopca o blond włosach, który był z mamą. 
- Witam. Jak się pani nazywa? - przywitał nas miło sprzedawca.
- Lena Dollengenger.
- O, ja znam to nazwisko - zaczął pan Ollivander, ale Lucian wzrokiem kazał mu zamilknąć. - Ach tak, teraz wypróbuj tę różdżkę. 11 cali, giętka, winorośl, włos z ogona jednorożca. - Dziewczyna machnęła nią i kilka pudełek spadło na ziemię. - Nic się nie stało. Spróbuj tą. 11 3/4 cala, odpowiednio giętka, głóg, włókno ze smoczego serca. - Panna Dollengenger ruszyła ręką i nic nie upadło. - Wspaniale. To różdżka dla ciebie.
- Dziękuję - odpowiedziała z uśmiechem.
     Wyszli ze sklepu. Idąc ulicą Lena oznajmiła, że ma już wszystko. Tata powiedział, że musi coś załatwić, więc dziewczyna oglądała sprzęt do Quidditcha. Bardzo jej się spodobał. Też chciałaby  miotłę. Niestety, pierwszoroczni nie mogą mieć własnych. Stała przed szybą wystawową, gdy ktoś włożył jej na ręce małego, czarnego kota z niebieskimi oczami.
- To dla ciebie - powiedział tata z uśmiechem.
- Dziękuję. Zawsze o takim marzyłam -dziewczynie kot bardzo się spodobał. - To dziewczyna?
- Nie, chłopczyk. Ostatni czarny kot w sklepie.
- Hm, nazwę go Badu. Ładnie? - zapytała, a Luke pokiwał głową.
- Wracamy - zadecydował. - Musimy wrócić wcześniej niż mama i schować to wszystko. - Widząc przerażoną twarz dziewczyny dodał - kota bierzesz ze sobą.

***

Leżąc w nocy w łóżku, Lena była zadowolona. Śnił jej się Hogwart. Jeśli tata wyśle ją do szkoły, a  mówił, że w tej są dormitoria, będzie przebywać poza domem większość roku, a wracać tylko na wakacje. Zmęczenie jednak wygrało z myślami i dziewczyna poszła spać z uśmiechem na twarzy.

________________________________________
Już jest nowy rozdział :D
Mam nadzieję, że się spodoba. 
Są w nim odpowiedzi na pytania w komentarzach,
za które bardzo dziękuję.
Czytasz? Skomentuj. To pomaga C:

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 2

Strych

     Nelly podbiegła do brata leżącego na ziemi.
- Simon - powiedziała cicho. - Nic ci się nie stało?
- Co? - Jej brat otworzył oczy i spojrzał na nią zdziwiony. - Gdzie ja jestem? Co sie dzieje?
- Ty nic nie pamiętasz-wyszeptała.
- Czego nie pamiętam? Nelly co się dzieje? Odpowiedz mi!
- Pamiętasz jak wyjechałeś do kuzynów? - Brat pokiwał głową, więc mówiła dalej. - Tydzień po twoim wyjeździe rodzice zamknęli mnie tutaj. Siedziałam zamknięta dwadzieścia dni. Myślałam że wrócisz dopiero za trzy dni, ale usłyszałam twój głos przez drzwi. Rozmawiałeś z nimi, ale nie wiem o czym. Później ktoś otworzył drzwi, a jak po chwili popatrzyłam na nie, leżałeś obok na podłodze. Resztę już wiesz.
- Chyba sobie przypominam wszystko. Wróciłem wcześniej, bo mama dzwoniła, że coś ci się stało, a ja pokłóciłem się z kuzynami, więc wróciłem. Zaciągnęli mnie zaraz po przyjeździe pod te drzwi, powiedzieli, że tu jesteś. Przekręcili klucz i z buta otworzyli drzwi i wepchnęli mnie tutaj. - Nelly patrzyła na niego dużymi oczami. - A tak w ogóle, jak ty przeżyłaś bez jedzenia dwadzieścia dni? - zapytał na końcu zdziwiony.
-Przynosili mi jedzenie. -odpowiedziała.- Praktycznie niczym moje życie się nie różni od normalnego. Pomijając to, że jestem zamknięta na poddaszu, mogę wchodzić na strych, nie mogę wychodzić nigdzie i nie mam przy sobie telefonu - dodała z sarkazmem. -  Czekaj! Przecież mam telefon! Że też wcześniej tego nie zauważyłam. - mówiła dalej sięgając równocześnie do kieszeni spodni. Wyciągnęła telefon i zobaczyła, że jest wyładowany. - Do diabła z tym telefonem! - krzyknęła i rzuciła nim w ścianę.
- Co ty zrobiłaś? To był nasz jedyny ratunek!
- Chciałeś powiedzieć nasz wyładowany jedyny ratunek. - odpowiedziała ze złością.
- Ech, no trudno, przeżyjemy jakoś. A teraz chodź spać. Późno jest.
Oboje położyli się do łóżek, które prawdopodobnie rodzice wstawili przed zamknięciem ich tu na klucz. Tylko dlaczego trzy? Przecież była ich tylko dwójka.


***

     Następnego dnia Nelly obudziło lekkie trzaśnięcie drzwi. Potarła oczy dłonią i obróciła się w ich stronę. Na podłodze leżał duży koszyk z jedzeniem, no tak, mama przyniosła. Dziewczyna wstała z łóżka i poszła do łazienki ogarnąć się po spaniu i przebrać. Wychodząc zauważyła, że Simon też się obudził i zaraz po mnie zajął łazienkę, a wychodząc minutę później był już przebrany. No tak, w końcu jest chłopakiem.
- Simoooon! Chodź na strych zobaczymy co tam jest, że rodzice nigdy nas tu nie wpuszczali! - Nelly zawołała brata.
- Idę! - odkrzyknął jej.
     Przez następną godzinę przeszukiwali wielki strych. Simon próbował grać na pianinie, ale było rozstrojone, a tymczasem Nelly trafiła na około piętnaście skrzyń i otworzyła pierwszą, a później następne pięć. 
- Jejku, ile tu materiałów i starych ubrań. Matko, jakbym to przerobiła o byłyby świetne. -powiedziała i otworzyła następną - O! Tu też! 
     Nagle usłyszała ciche łkanie dobiegające z największej skrzyni, która miała jakieś 3 metry długości. Zdziwiła się, bowiem nikt oprócz ich, dwójki rodzeństwa nie znajdował się nikt. Drżącą ręką otworzyła wieko skrzyni. Zobaczyła w niej skuloną dziewczynkę, wyglądającą na jakieś dziesięć lat. Jej turkusowe włosy wyglądały na nieczesane od tygodnia, a może nawet kilku. Szare oczy poczerwieniały od płaczu, a usta była ciemne, tak samo jak u Nelly. Dziewczynka była wychudzona, jakby dawno nic nie jadła. Ubrana była w ładną, ale brudną białą sukienkę z koronkowymi rękawami.. Sukienka sięgała jej do kolan.
- Kim jesteś? - zapytała zdziwiona Nelly i przykucnęła przy dziecku, które zatrzęsło się bojaźliwie. 
- Jestem  Lena Dollengenger - odpowiedziała i potarła oczy. - Jestem córką, tych... - zawahała się. - Tych ludzi - dokończyła. Wskazała palcem na podłogę. Starsza dziewczyna domyśliła się, że małej chodzi o jej, a raczej ich, jakże kochanych, rodziców.
- Simon, choć tu. Znalazłam naszą siostrę - powiedziała Nelly i odwróciła się ku bratu.
- Co? Jaką siostrę? Nelly, ty jesteś moją siostrą. Chyba zaczynasz wariować - mówił idąc powoli w ich stronę.
- Nie chodzi o mnie tylko o Lenę. Chyba jest naszą młodszą siostrą. A raczej nie chyba, tylko na pewno.
     Kiedy skończyła mówić Simon właśnie stanął obok Nelly.
- Wiem kim ona jest-powiedział. -  Widziałem jej zdjęcie w albumie rodzinnym. I to nawet w tej sukience. Tylko rodzice, powiedzieli, że to kuzynka, a nie siostra - mówiąc to zmarszczył brwi.
- A co, mieli ci powiedzieć, że masz drugą młodszą siostrę, którą trzymają na strychu? - Nelly stanęła w obronie siostry.
Simon otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko je zamknął nie mówiąc ani słowa.
- Jesteś głodna - chłopak zawahał się chwilę - Lena?
-Tak - odpowiedziała cichutko. Simon wziął ją za rękę i pomógł wstać. Zauważył, że dziewczynka oprócz sukienki nie ma nic na sobie. Jej bose stopy były sine z zimna, a małe dłonie zimne jak lód. Nic dziwnego, na strychu było zimno, a ona trochę tam siedziała.
- To chodź, damy ci coś do jedzenia - powiedział i uśmiechną się do niej szeroko, a ona odpowiedziała mu nieśmiałym uśmieszkiem.
Lena próbowała zrobić krok, ale z zimna całkiem zesztywniała i nie dała rady. Zachwiała się. Widząc to Simon wziął ją na ręce i zniósł po schodach. Nelly poszła za nimi.
- Jak to się stało, że przez tyle lat nikt cię nie zauważył ani nie usłyszał? - zapytała starsza siostra.
- Nie zauważyliście jeszcze, że ściany i drzwi są dźwiękoszczelne? - zdziwiła się Lena.
- Naprawdę? Jak krzyczałam to myślałam, że ktoś mnie słyszy... - odpowiedziała jej Nelly.
- Ja słyszałam. I pewnie chcecie wiedzieć dlaczego nas tu zamknęli? - powiedziała najmłodsza z nich, a oni pokiwali głowami. - Co najbardziej lubi robić nasza mama?
- Rządzić wszystkimi? - spróbowała Nelly.
- Zamykać swoje dzieci na strychu? - powiedział Simon z ironią.
- Też, ale nie o to chodziło. - mówiąc to uśmiechnęła się nieśmiało. - Pieniądze. To według niej najlepsze co może być. Pamiętacie, że umarł wasz dziadek, Magnus Daxwood? Zapisał mamie cały majątek, ale był warunek. Ona nie może mieć dzieci.
- No dobrze, ale on umarł miesiąc temu i nas zamknęli. Ale ciebie tu trzymali cały czas?
- Tak. A dlaczego? Bo jestem inna.
- Co według ciebie znaczy inna?
 -Przepraszam, nie mogę wam powiedzieć. Może kiedyś się dowiecie. - Gdy skończyła mówić, przygryzła wargę, mocniej niż chciała, bo popłynęła krew. Brat podał jej chusteczkę, a ona wytarła usta.
- Masz, zjedz  -powiedział podając jej kanapkę z koszyka przyniesionego przez mamę.
 -Dzięki. Od dziesięciu dni nic nie miałam w ustach - powiedziała z wdzięcznością do starszego rodzeństwa.
- Czyli wcześniej coś ci przynosili? - zapytał Simon.
- Od jakiś dwudziestu dni nic. Na dziesięć wystarczyło tego co zostało - odpowiedziała mu. -Dziękuję, że mnie znaleźliście - powiedziała i przytuliła siostrę i brata. Gdy się odsunęła zadrżała.
- Całkiem zapomniałam - Nelly puknęła się w czoło. - Przecież ją trzeba rozgrzać - powiedziała biegnąc do łazienki i puszczając ciepłą wodę. Nalała wody do wanny i zawołała siostrę.- Lena, chodź już.
- Idę - odpowiedziała i ruszyła w stronę łazienki.
- A teraz rozbierz się i posiedź w wodze aż będzie ci ciepło. - Nelly uśmiechnęła się i wyszła z łazienki.

- Simon myślisz, że to prawda? - zapytała brata.
- Ale co? - odpowiedział jej.
- To że jest naszą siostrą.
- Tak, to wygląda i nie mamy podstaw, żeby myśleć, że kłamie. Wszystko się zgadza, Nelly. Tylko zastanawia mnie o co chodzi z tym, że jest inna.
- Mnie też.
     Po półgodzinnej kąpieli Lena wyszła z łazienki owinięta w ręcznik. Nelly podała jej ubrania, które znalazła w szafie i wyglądały na to, że będą na nią pasować. Ślicznie wyglądała w sukience w kwiatki, jeansowej katanie i czarnych rajtuzach.
- Jak wyglądam? - zapytała turkusowowłosa.
- Ślicznie - odpowiedziała Nelly z uśmiechem. - Opowiesz nam co robiłaś tu... - zawahała się.
- Dziesięć lat, osiem miesięcy i jedenaście dni - podpowiedziała jej siostra.
- To dosyć długo. To co robiłaś tutaj ponad dziesięć lat?
- Przynosili mi książki i zabawki. Miałam co robić. Tylko szkoda, że nie miałam z kim. Cały czas byłam sama, nie licząc krótkich wizyt rodziców. - mówiąc to ziewnęła szeroko.
- Jesteś zmęczona? - zapytał ją brat, a ona kiwnęła głową.
- Chyba się położę - powiedziała i powoli ruszyła w stronę schodów na strych. Simon zatrzymał ją na drugim schodku i zaprowadził na trzecie, wolne łóżko. Po chwili Lena już spała. Niedługo później jej starsze rodzeństwo znudziło się siedzeniem w milczeniu, więc położyli się do łóżek. Myśleli o tym co sprawiło, że Lena jest inna. Może się dowiedzą.



________________________________________
Dziękuję za komentarze Lembii i Elli :)
Przybywam z nowym rozdziałem,
mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Czytasz? Skomentuj. To pomaga. :)