sobota, 15 marca 2014

Rozdział 8

Instytut oraz tęczowy kotek

     W południe Nelly ruszyła w poszukiwaniu ruin kościoła przy South Street. Nie było to daleko,ale i tak trochę się zmęczyła, ponieważ musiała nieść ciężką walizkę. Jocelyn miała rację, ktoś na nią czekał. Była dosyć wysoka, miała jakieś siedemnaście lat, długie czarne włosy i brązowe oczy. Podbiegła do Nelly pomimo długiej, czarnej sukienki i wysokich szpilek.
     - Jestem Isabelle. A ty? - przywitała się.
     - Nelly - odpowiedziała jej. - Co ja tu robię? - zapytała i dodała nieco obrażonym tonem - Nikt wcześniej nie chciał mi powiedzieć.
     - To nie moje zajęcie - pokręciła głową, wprawiając tym samym włosy w ruch. - Zaprowadzę cię do Hodge'a. On jest od tłumaczenia. Tylko się go nie przestrasz - dodała z lekkim uśmieszkiem i ruszyła w stronę starych, pokruszonych, marmurowych schodów.
      - Ej! - zaprotestowała Nelly. - Mam wejść do kościoła, który może się w każdej chwili zawalić. 
      - Nic się nie zawali. To coś w rodzaju magii. Niektóre rzeczy są inne niż się wydaje.
     Nelly dalej miała wątpliwości, ale weszła do środka. Wcale nie było tam nic zawalone. Wręcz przeciwnie. Piękny korytarz ze złotą windą na jego końcu. Isabelle poprowadziła mnie prosto do niej i wcisnęła duży, czerwony guzik. Pojechałyśmy w górę. Izzy przekazała mnie swojemu starszemu bratu, Alecowi, który poprowadził mnie pod wielkie, drewniane drzwi. Alec wyglądał na osiemnaście lat, miał krótkie, czarne włosy i ciemnobrązowe oczy. Był podobny do Isabelle albo raczej ona do niego.
     - Tam jest Hodge. Wejdziesz tam sama. - Alec już miał odejść, ale dodał jeszcze - Zostaw tutaj walizkę.
     Nelly weszła i zobaczyła coś, czego się nie spodziewała. Myślała, że Hodge bedzie wyglądał jak jakiś potwór czy coś w tym stylu. Wyglądał w miarę normalnie. Jedyne co różniło go od innych ludzi, były czerwone oczy. Kiedy Nelly pierwszy raz na nie spojrzała naprawdę się przestraszyła. Pewnie wypuściłaby walizkę z ręki, gdyby nie to, że już jej nie niosła.
     - Dzień dobry - powiedziała cicho.
     - O! Panna Nelly Dollengenger, tak? - kontynuował nie czekając na odpowiedź. - Czekałem na ciebie. Akurat mi przypadło, żeby powiedzieć ci, że masz brata.
     - Ale ja wiem. Ma na imię Simon.
     - Nie, nie. Chodzi o innego brata. Tak jest jeszcze jeden, tylko, że ten jest przyrodni. Nazywa się Jonathan Morgenstern i jest synem najgroźniejszego Nocnego Łowcy w tym stuleciu.

***

     Lena poszła z Nico do wielkiej sali z dużym stołem. Siedziało przy nim jakiś tuzin młodych czarodziejów i trzy osoby około dwudziestu pięciu lat. 
     - Cześć wszystkim - powiedział Nico. - To Lena - zwrócił się do osób siedzących przy stole. - A to Clary, Lucy, Annie, Camille, Sophia, Aline, Alexandra, Andy, Tony, Jack, Charlie, Mike - powiedział do Leny i wskazywał po kolei na młodych czarodziejów. - Opiekunami są Alice, Robert i Carl - pokazał palcem na trzy najstarsze osoby, które skinęły głową. Po sali rozszedł się dźwięk gongu, a zaraz po nim gruby, niski głos męski ogłaszający, że przez następne trzy godziny, można robić co się tylko chce. Lena zaczęła myśleć co ma zrobić z wolnym czasem. Nie minęła nawet minuta, a już ktoś chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi prowadzących na zewnątrz.  Okazało się, że to Nico, Camille, Andy i Mike.
     - Chodź - powiedział Mike. - Myślę, że możemy cię zabrać ze sobą. Tylko się nie przestrasz - dodał z błyskiem w oczach. Pobiegliśmy wszyscy za wielkie krzaki, a tam Lena zobaczyła małego smoka. Był czarny, a kiedy patrzyło się pod światło, barwa zmieniała kolor na granatowy i miał śliczne, duże błękitne oczy. Kiedy zobaczył przybyszy, przekręcił głowę na bok. Posiedział w takiej pozycji kilka minut, po czym rzucił się na Mike'a i zaczął lizać go po twarzy. Lenie wydawało się to trochę dziwne. Zawsze powtarzano, że smoki nie okazują wdzięczności i gryzą wszystko co napotkają na swojej drodze, ale ten był inny. w pewnym sensie, z zachowania, przypominał szczeniaczka.
     - Wsiadaj - powiedziała Camille. - Czas polatać.
     Mimo, że był mały, uniósł piątkę czarodziejów w wieku jedenastu (Lena i Mike), dwunastu (Andy), trzynastu (Camille) i piętnastu (Nico) lat. Latali po całym Przejściu. W końcu wylądowali na pustym polu, na którym nie rosło nic, była tam tylko czarna ziemia, na której leżało mnóstwo misek, garnków, fiolek i wielki kociołek.
     - Zobacz. To nasze eliksiry. Nikt oprócz nas o tym nie wie i nikt nie dostanie się tutaj. No chyba, że pozwolimy. - Nico wydawał się zafascynowany tym wszystkim. Podszedł do jednej z fiolek i wlał jej zawartość do miski. Chwilę nic się nie działo. A później wybuchło. Nico miał całą twarz i włosy czarne od wybuchu. Mimo to nadal się uśmiechał. - Teraz twoja kolej - powiedział do Leny, jednocześnie odkładając na miejsce naczynia. Dziewczyna podeszła, wybrała garnek z zieloną cieczą i fiolkę z tęczowymi kostkami. Wrzuciła kostki do garnka i odsunęła się na bezpieczną odległość, tak na wszelki wypadek. Zamiast wybuchnąć, z cieczy i kostek powstała wielokolorowa galaretka, która na dodatek sama wychodziła z naczynia. Wykopała sobie dołek, weszła do niego, zasypała się glebą i w sekundzie w tym miejscu nie było małej górki ziemi, tylko wystające małe łapki. Lena podbiegła i odkopała resztę ciałka dawnej galaretki. Teraz była małym, tęczowym kotkiem. Zwierzątko wskoczyło zaskoczonej dziewczynie na ręce i zaczęło układać się do spania.
     - Jak ... jak ty to zrobiłaś? - zapytała Camille.
     - Nie wiem - odpowiedziała Lena zgodnie z prawdą. - Po prostu wiedziałam, że muszę tak zrobić. - Nico wymienił zaniepokojone spojrzenie z Andy'm.
     - Wracamy do Wielkiej Sali. Musimy porozmawiać z Carlem. Natychmiast.
______________________________________________________
Rozdział pojawia się niedługo po poprzednim, ponieważ nie wiem, 
kiedy znowu będę miała dostęp do laptopa :C
A co do rozdziału, to mam nadzieję, że się Wam spodoba.
I proszę o komentarze. Lepiej mi się pisze, jak wiem, że ktoś to w ogóle czyta :)

6 komentarzy:

  1. DARY ANIOŁA - tak Kaja, rzeczywiście oryginalne.
    Ogólnie rozdział fajny, tylko właśnie o te Dary Anioła chodzi.
    Wiem, że mnie nienawidzisz, bo się czepiam :DDD
    czekam nn ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eej, czepiasz się, że są Dary, a jak pisałam, że w Hogwarcie i ogólnie o HP to nic XD Nie żebym Cię nienawidziła XD po prostu nie lubię jak ktoś zmienia trochę mój tok myślenia XD (jeśli wiesz o co mi chodzi XD)
      ~Nieoficjalna.

      Usuń
    2. Ale o HP było ok, ale mieszasz to i wychodzi co wychodzi xddd
      I TAK WIEM, ŻE MNIE NIENAWIDZISZ :D

      Usuń
  2. Ja niewiele czaje, ale kocham <3 chce następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. cudny rozdział, ale... imiona żywcem wzięte z mojej opowieści :D choć ty byłaś pierwsza. ^-^

    OdpowiedzUsuń